Ulubieńcy marca '18

Witajcie ;)

marzec minął tak szybko, że nawet nie zawuażyła, że już 4 miesiąc się zaczął! Gdzie te dni uciekają niech mi ktoś powie? Mam nadzieję,że kwiecień będzie jednak bardziej łaskawy dla nas pod względem pogody! Tymczasem mam dla Was moich ulubieńców marca. Zaczynamy!

Marzec upłynął dość szybko, starałam się ograniczać pielęgnację i stosować w miarę niedużo pielęgnacyjnych kosmetyków do twarzy żeby mnie przypadkiem nie wysypało lub nie zapchało. Postawiłam tym razem na naturalną pielęgnację. 



Produkty z Vianka towarzyszą mi od jakiegoś czasu, ale powiem szczerze, podchodziłam do nich jak do jeża. Nie byłam pewna czy te naturalne składniki mnie nie uczulą bo jestem alergikiem. Całe szczęście alergia nie wystąpiła. 

Emulsja łagodząca do mycia twarzy z ekstraktem z żywokostu. Jest to kremowy płyn, który nie zmyje nam niestety makijażu, ale oczyszczy ładnie skórę np przy porannej pielęgnacji. Emulsja jest przeznaczona do skóry wrażliwej, skłonnej do podrażnień. Produkt jest lejący się, nie pieni się za mocno. Uczucie jest bardzo przyjemne na skórze. Zapach w sumie nie wyczuwalny. Skóra jest oczyszczona, ukojona i gotowa do dalszych zabiegów. 



Po umyciu twarzy w tym miesiącu najczęściej sięgałam po krem MIYA Hello yellow, nawilżająco-odzywczy z masłem mango. Krem jest bardzo fajny, szybko się wchłania to jego główna zaleta. Nie uczula, nie stwarza większych problemów i fajnie nawilża i odżywia. Jest to idealny krem, kiedy chcemy na szybko zrobić pielęgnację rano i potem nakładać makijaż. 



Mamas Babydream to maść do brodawek sutkowych. Podejrzewam, żę to odpowiednik lanomaści z Ziaji. Stosuję tę maść zawsze kiedy potrzebuję natychmiastowego zregenerowania moich ust, rano przed nałożeniem pomadki czy na noc. Najlepiej sprawdza się na noc. Jest dość gęsta, ale pod wpływem ciepła delikatnie się topi. W składzie posiada lanolinę oraz olejek z jojoba. 



Pomadka Maybelline w odcieniu 15 Lover , to matowa pomadka, najnowsza w szafie MNY. Kolor jest piękny, na moich ustach wygląda jak ciemny zgaszony róż. Trzyma się cały dzień, zmyć ją można dwufazowym płynem lub olejkiem. Rewelacja! Nie wysusza ust mimo swej formuły. 



Puder brązujący z KIKO z edycji limitowanej Arctic Holiday nr 04 Sienna. Niestety nie jest już dostępny w sprzedaży, ale pewnie za jakiś czas wróci w innej limitce. Z tego co zauważyłam niektóre produkty się po prostu powtarzają w innych limitkach. Piękny odcień do brązowienia, ocieplania twarzy. Samego konturowania twarzy nie lubię za bardzo więc stosuję ten puder brązujący, czasem też zamiast różu. 

Cień z Nabla Zoe, odcień, który pięknie się mieni na złoto - zielono. Idealnie się nadaje na szybki jednokolorowy makijaż, jak i zarówno w kącik wewnętrzny do rozświetlenia i nadania koloru. 


Jak już prawie jesteśmy gotowe to brakuje nam tylko mgiełki zapachu. Ten zapach od Katy Perry uwiódł mnie swoją delikatną, słodką ale nie duszącą wonią. Killer Queen Royal Revolution jest chyba zapomnianym produktem. Nie mogę go nigdzie tak naprawdę znazleźć poza TK maxx. Tam pojemność 100 ml dostałam w bardzo niskiej cenie. Uwielbiam! Idealny na co dzień, zwłaszcza teraz na wiosnę.


Po całym dniu noszenia makijażu, pora na zmywanie. Zmywam się olejkiem z Resibo, do którego na początku nie mogłam się przekonać. Teraz nie umiem sobie wyobrazić demakjiażu bez olejku. Do tuby z olejkiem dołączona jest także szmatka do zmywania. Na początku zmywałam za pomocą gąbki do masek, ale taszmatka jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Olejek nakładamy na twarz, masujemy do rozpuszczenia się makijażu, nawet oczy ( nie podrażnia).  Zmoczona szmatka w letniej wodzie, przykładana do twarzy idealnie ściąga makijaż. Skóra jest idealnie oczyszczona z makijażu i zanieczyszceń, gotowa na dalsze zabiegi. 

Po tym jeszcze przeważnie zmywam micelem z Biodermy, ale to mój KWC więc już po raz kolejny o nim nie będę tu wspominać. 

Na koniec aplikuję wzmacniające serum z Vianka do skóry naczynkowej, wrażliwej. Z ekstraktem z bzu czarnego i kasztanowca. Serum rozprowadza się jak masełko i wchłania się dość szybko. Następnie nakładam krem z tej samej serii, przeznaczony do cery naczynkowej, ale na noc. Ten jest z ekstraktem z kasztanowca. Bardzo fajna konsystencja, ładnie się rozprowadza i wchłania dość powoli, ale to mu mogę wybaczyć. Po tym duecie moja skóra jest ukojona, nie jest zaczerwieniona. Mogłabym powiedzieć, że nawet czuję różnicę kiedy zmywam makijaż bo aż tak bardzo też już nie reaguje na różne bodźce. A moja skóra wystarczy lekko zadrapana - wygląda jak po reakcji alergicznej. Taka przypadłość ;) 




To wszyscy moi ulubieńcy. Marzec był dość spokojnym miesiącem jak chodzi o pielęgnację. Co do kolorówki to akurat jeszcze testuję kilka produktów. Być może pojawią się w ulubieńcach kwietnia, kto wie. 

Dziękuję Wam za uwagę. Dajcie znać czy miałyście styczność, z w/w produktami. 

Pozdrawiam
Lena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wasze słowa są dla mnie ważne.
Jeśli macie jakieś pytania - piszcie pod postem, a odpowiem na każde.

Copyright © 2014 Świat Leny , Blogger