Paleta Nabla Dreamy / makijaż

Paleta Nabla Dreamy / makijaż


Witajcie :) 

dziś chciałam Wam opowiedzieć o pewnej palecie, która skradła moje serce i oczy. Mowa o palecie Nabla Dreamy. Paleta, za którą szaleje mnóstwo osób. Internet pękał w szwach kiedy wyszła i każdy chciał ją mieć. Fakt, że nie była dostępna wszędzie i dostęp do niej był ograniczony powodował, że ludzie się załamywali. A mnie ten szał ominął. Dlaczego więc i tak posiadam tę paletę? 

Powód jest prosty - zbliżał się dzień kobiet a mój mąż pytał czy mam jakieś życzenie. Było jedno - paleta Nabla Dreamy. Marzenie zostało spełnione! Przyszło na dzień kobiet. 

Paleta jest naprawdę cudna. Nie wzdychałam do niej jednak jak niektórzy. Po prostu stwierdziłam, że jeśli się uda to będzie. Po pół roku od ostatniej sprzedaży marka Nabla wprowadziła ponownie tę paletę na rynek. W polskich drogeriach internetowych rozeszła się jak świeże bułeczki! Ale na innych nadal była. Czy polskie sklepy dostają ograniczoną ilość ? A może w Polsce ona bije rekordy popularności? Tego nie wiem..

Paleta jest solidnie zbudowana. Posiada lusterko co na wyjazdach niesamowicie pomaga! Samo opakowanie jest bajeczne, takie gwieździste i kosmiczne. Środek palety wypełniony jest pięknymi kolorami. Wydaje się dobrze przemyślana bo każdy kolor do siebie pasuje i z każdego połączenia można wyczarować naprawdę coś pięknego.


Znajdziemy tu maty zarówno jak i cienie błyszczące i perłowe. Fiolety, brzoskwinie, odcienie ciepłe i chłodne. Ale to co naprawdę zachwyca to blendowanie tych cieni. Ich formuła jest tak masełkowa, że same się blendują. Ty wystarczą nawet dwa cienie, ba jeden! Aby stworzyć dzienny prosty makijaż. 


 Kolory pod każdym kątem wyglądają inaczej, na każdym kolorze skóry wyglądają inaczej i to jest piękne. Pod światłem pięknie się mienią. Można nim wyczarować wiele makijaży dziennych i wieczorowych. Swatchy nie robiłam bo jest ich dużo w Internecie. Musicie mi wybaczyć ;)


I na koniec makijaż tą paletą. Wszędzie widzę te same prawie więc skusiłam się na trochę inny. Ciepły nadal, ale wydaje mi się, żę bardziej wiosenny/letni. Bardzo lubię taką mieszankę kolorów. 




Dajcie znać czy macie tę paletę i co Wy o niej sądzicie :) 

Pozdrawiam
Lena
Ulubieńcy marca '18

Ulubieńcy marca '18

Witajcie ;)

marzec minął tak szybko, że nawet nie zawuażyła, że już 4 miesiąc się zaczął! Gdzie te dni uciekają niech mi ktoś powie? Mam nadzieję,że kwiecień będzie jednak bardziej łaskawy dla nas pod względem pogody! Tymczasem mam dla Was moich ulubieńców marca. Zaczynamy!

Marzec upłynął dość szybko, starałam się ograniczać pielęgnację i stosować w miarę niedużo pielęgnacyjnych kosmetyków do twarzy żeby mnie przypadkiem nie wysypało lub nie zapchało. Postawiłam tym razem na naturalną pielęgnację. 



Produkty z Vianka towarzyszą mi od jakiegoś czasu, ale powiem szczerze, podchodziłam do nich jak do jeża. Nie byłam pewna czy te naturalne składniki mnie nie uczulą bo jestem alergikiem. Całe szczęście alergia nie wystąpiła. 

Emulsja łagodząca do mycia twarzy z ekstraktem z żywokostu. Jest to kremowy płyn, który nie zmyje nam niestety makijażu, ale oczyszczy ładnie skórę np przy porannej pielęgnacji. Emulsja jest przeznaczona do skóry wrażliwej, skłonnej do podrażnień. Produkt jest lejący się, nie pieni się za mocno. Uczucie jest bardzo przyjemne na skórze. Zapach w sumie nie wyczuwalny. Skóra jest oczyszczona, ukojona i gotowa do dalszych zabiegów. 



Po umyciu twarzy w tym miesiącu najczęściej sięgałam po krem MIYA Hello yellow, nawilżająco-odzywczy z masłem mango. Krem jest bardzo fajny, szybko się wchłania to jego główna zaleta. Nie uczula, nie stwarza większych problemów i fajnie nawilża i odżywia. Jest to idealny krem, kiedy chcemy na szybko zrobić pielęgnację rano i potem nakładać makijaż. 



Mamas Babydream to maść do brodawek sutkowych. Podejrzewam, żę to odpowiednik lanomaści z Ziaji. Stosuję tę maść zawsze kiedy potrzebuję natychmiastowego zregenerowania moich ust, rano przed nałożeniem pomadki czy na noc. Najlepiej sprawdza się na noc. Jest dość gęsta, ale pod wpływem ciepła delikatnie się topi. W składzie posiada lanolinę oraz olejek z jojoba. 



Pomadka Maybelline w odcieniu 15 Lover , to matowa pomadka, najnowsza w szafie MNY. Kolor jest piękny, na moich ustach wygląda jak ciemny zgaszony róż. Trzyma się cały dzień, zmyć ją można dwufazowym płynem lub olejkiem. Rewelacja! Nie wysusza ust mimo swej formuły. 



Puder brązujący z KIKO z edycji limitowanej Arctic Holiday nr 04 Sienna. Niestety nie jest już dostępny w sprzedaży, ale pewnie za jakiś czas wróci w innej limitce. Z tego co zauważyłam niektóre produkty się po prostu powtarzają w innych limitkach. Piękny odcień do brązowienia, ocieplania twarzy. Samego konturowania twarzy nie lubię za bardzo więc stosuję ten puder brązujący, czasem też zamiast różu. 

Cień z Nabla Zoe, odcień, który pięknie się mieni na złoto - zielono. Idealnie się nadaje na szybki jednokolorowy makijaż, jak i zarówno w kącik wewnętrzny do rozświetlenia i nadania koloru. 


Jak już prawie jesteśmy gotowe to brakuje nam tylko mgiełki zapachu. Ten zapach od Katy Perry uwiódł mnie swoją delikatną, słodką ale nie duszącą wonią. Killer Queen Royal Revolution jest chyba zapomnianym produktem. Nie mogę go nigdzie tak naprawdę znazleźć poza TK maxx. Tam pojemność 100 ml dostałam w bardzo niskiej cenie. Uwielbiam! Idealny na co dzień, zwłaszcza teraz na wiosnę.


Po całym dniu noszenia makijażu, pora na zmywanie. Zmywam się olejkiem z Resibo, do którego na początku nie mogłam się przekonać. Teraz nie umiem sobie wyobrazić demakjiażu bez olejku. Do tuby z olejkiem dołączona jest także szmatka do zmywania. Na początku zmywałam za pomocą gąbki do masek, ale taszmatka jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Olejek nakładamy na twarz, masujemy do rozpuszczenia się makijażu, nawet oczy ( nie podrażnia).  Zmoczona szmatka w letniej wodzie, przykładana do twarzy idealnie ściąga makijaż. Skóra jest idealnie oczyszczona z makijażu i zanieczyszceń, gotowa na dalsze zabiegi. 

Po tym jeszcze przeważnie zmywam micelem z Biodermy, ale to mój KWC więc już po raz kolejny o nim nie będę tu wspominać. 

Na koniec aplikuję wzmacniające serum z Vianka do skóry naczynkowej, wrażliwej. Z ekstraktem z bzu czarnego i kasztanowca. Serum rozprowadza się jak masełko i wchłania się dość szybko. Następnie nakładam krem z tej samej serii, przeznaczony do cery naczynkowej, ale na noc. Ten jest z ekstraktem z kasztanowca. Bardzo fajna konsystencja, ładnie się rozprowadza i wchłania dość powoli, ale to mu mogę wybaczyć. Po tym duecie moja skóra jest ukojona, nie jest zaczerwieniona. Mogłabym powiedzieć, że nawet czuję różnicę kiedy zmywam makijaż bo aż tak bardzo też już nie reaguje na różne bodźce. A moja skóra wystarczy lekko zadrapana - wygląda jak po reakcji alergicznej. Taka przypadłość ;) 




To wszyscy moi ulubieńcy. Marzec był dość spokojnym miesiącem jak chodzi o pielęgnację. Co do kolorówki to akurat jeszcze testuję kilka produktów. Być może pojawią się w ulubieńcach kwietnia, kto wie. 

Dziękuję Wam za uwagę. Dajcie znać czy miałyście styczność, z w/w produktami. 

Pozdrawiam
Lena
Copyright © 2014 Świat Leny , Blogger